Miękkie prawo to nie prawo
| Komentarz | 2009-07-24
Krótko, ale z mostu...
Twarde prawo, ale prawo - mawiali Rzymianie. Tymczasem polskie prawom jest miękkie, teoretycznie jest, a praktycznie tylko bywa. Takiego prawa nikt nie szanuje. Zadyma pod Kupieckimi Domami Towarowymi w Warszawie nie wzięła się znikąd.
Twarde prawo, ale prawo - mawiali Rzymianie. Tymczasem polskie prawom jest miękkie, teoretycznie jest, a praktycznie tylko bywa. Takiego prawa nikt nie szanuje. Zadyma pod Kupieckimi Domami Towarowymi w Warszawie nie wzięła się znikąd.
Polskie sądy, prokuratury i politycy od lat uczą społeczeństwo, że prawo może nie być egzekwowane, jeśli uda się zebrać wokół siebie kupę, której nikt nie ruszy. Kupa może nazywać się lobby, środowisko, rodzina, grupa nacisku lub, po prostu, elektorat. Mniejsza o nazwę.
Gdybym ja ogłosił zbiórkę pieniędzy na Stocznię Gdańską, następnie wziął sobie te pieniądze i przegrał na giełdzie, to zafasował bym ładne parę lat odsiadki, bo każdy sędzia i prokurator wie, iż takie pieniądze nie są własnością tego, kto je zbiera i wydać je wolno tylko na to, na co darczyńcy je przeznaczyli. Każdy sędzia i prokurator wie także, że darczyńca po fakcie nie może zmienić zdania i przeznaczyć swej darowizny na co innego, bo po dokonaniu darowizny przestał już być jej właścicielem. Ale tego przekrętu na najsłabszych (umysłowo i finansowo) dokonałem nie ja, tylko Tadeusz Rydzyk i dlatego prokuratura „nie dopatrzyła się" przestępstwa.
Polskie prokuratury w ogóle są kiepskie w „dopatrywaniu się", gdy za kimś stoi odpowiednio silna kupa. A ludzie widzą, że przez 20 lat nie udało się wsadzić do kicia żadnego z wodzów PRL, a jedynie płotki (ZOMO-wców z Wujka, lub z komisariatu na Jezuickiej, a i to nie do końca). Ludzie widzą, że władza boi się elektoratu PiS-u, więc zapewne Ziobrze i Kaczyńskiemu wszystko ujdzie płazem, że dwaj posłowie PiS obiecywali Renacie Beger pół miliona złotych z kasy Sejmu za zmianę partii i według prokuratury, to nie jest korupcja.
Ludzie widzą, że politycy bronią najemców ze wsi Narty, których chce usunąć prawowity właściciel i krzyczą, że tym ludziom „zabiera się dom", choć ten dom ani przez pięć minut nie był „ich".
Na tej samej zasadzie, nauczeni licznymi przykładami kupcy z KDT podnieśli krzyk, że „zabiera się im miejsca pracy", choć te „miejsca pracy" nigdy nie były „ich". Pomyśleli więc: zbierzmy kupę, zróbmy drakę, a władza się ugnie, jak zwykle. Tyle tylko, że zebrali kupę za małą. Gdyby poparł ich jawnie PiS, SLD, lub Radio Maryja, to władza by się ugięła, jak zwykle.
Krzysztof Łoziński
Komentarze
lujeran | 2009-07-24 20:13
To jest chyba szerszy i głębszy temat niż się z pozoru wydaje. Sędziowie, prokuratorzy, politycy nie biorą się znikąd. Krew z krwi, kość z kości. I nawet na PRL nie da się tego zwalić bo tego typu pojmowanie prawa ma u nas wielowiekową tradycję(vide stosowne opracowania).Jak bardzo chore mamy społeczeństwo świadczy przypadek pana Kossa. facet, który wygrał z państwem walkę o swą własność idzie wspierać ludzi ewidentnie prawo własności łamiących.Najwyraźniej dla niego walka o własność ma mniejsze znaczenie niż walka z państwem jako takim.Obawiam się, że w najbliższym czasie potrzebne będą na uczelniach nowe kierunki studiów. Np. psychologia i psychiatria społeczno polityczna.
autor | 2009-07-25 09:20
Kupcy zadymiarze wyrazili wdzięczność dla prezydenta za zajęcie "konstruktywnego stanowiska". Prezydent, reklamowany w kampanii wyborczej jako "profesor prawa, znakomity prawnik" (w rzeczywstości tylko doktor prawa pracy socjalizmu bez żadnego dorobku naukowego) wezwał bowiem "do rozmów" na temat prawomocnego wyroku sądu. Według "znakomitego prawnika" prawomocny wyrok podlega negocjacjom. Na panów Kaczyńskich nie trzeba "nasyłać kabaretów". Sami są najlepszym kabaretem.