Pytasz o chleb, odpowiedzą o lokomotywach
| Polska | 2009-06-25
O moich sprawach piszę ostatnio wyłącznie na - różnie wyrażane - życzenia moich adwersarzy. Myślę tu o pisaniu bezpośrednio o tych sprawach z podawaniem nazwisk bohaterów lub szczegółów umożliwiających przy odrobinie chęci identyfikację „dotkniętych" moim tekstem. Jakoś tak w styczniu lub lutym tego roku zostałem właśnie zachęcony.
Dwukrotnie, więc olać tego po prostu nie wypadało. Napisałem najpierw artykuł do wydawanego „na papierze", ale mającego też wersję internetową pisma, a po drugim zachęceniu również list (zob. załącznik niżej) do Ministra Sprawiedliwości z opisem niektórych dotyczących moich spraw szczegółów. Chodziło mi o zwrócenie uwagi Ministra Czumy na wyjątkowo mało prawdopodobny ciąg zdarzeń, w które zostałem uwikłany. Były to głównie rozmaite przedziwne decyzje sądów i prokuratur nad którymi Minister sprawuje swą ministerialną pieczę.
Nie kombinowałem nawet, aby specjalnie wybierać najbardziej kuriozalne orzeczenia czy postanowienia wysokich, a sprawiedliwych urzędów naszej Najjaśniejszej. Brałem jak leci, bo sam byłem ciekaw wyniku. I wyszło mi, że gdyby założyć, że nasze sądy i inne instytucje państwowe wydają wyroki (to sądy) i postanowienia (to pozostałe instytucje) przez odczytanie wyniku rzutu monetą, to taki jak mój przypadek powinien pojawiać się raz na 64 podobne ciągi zdarzeń. A przy założeniu, że urzędy pojmują prawo tak jak ja, wychodziło na to, że mój przypadek jest równie prawdopodobny jak główna wygrana w Toto Lotku.
Uwzględniałem tylko naprawdę ewidentne byki; spraw „drobnych", np. pojawiających się nie wiadomo skąd dokumentów w aktach sądowych czy wypisywaniu przez Wysoki Sąd przekomicznych wręcz bzdur nie wspominałem. Ja trudną sytuację kadrową polskich sądów i prokuratur rozumiem. W moim rodzinnym mieście były już przypadki zaginięcia akt, sędzia się jeden ochlał i samochodem w tym stanie zasuwał, inni sędziowie zeznali (chyba nawet pod przysięgą), że tak sobie, „z marszu" zastępowali w prowadzeniu rozpraw niedysponowaną koleżankę, a na moją prośbę o wyjaśnienie orzeczenia sąd odsyłał mnie do innych prawników.
Niektóre takie drobiazgi opisałem zresztą w „Kontratekstach". Nie wiem wprawdzie dokładnie jak wygląda to w innych miastach, ale sądząc po tym co ludzie w Internecie o swoich sądowych przebojach wypisują (por. np. portal http://www.aferyibezprawie.org/) jest chyba podobnie. Być może w Kielcach sędziowie jakoś mniej zarabiali lub z innych powodów mniej im się sądzenie podobało, bo chyba to właśnie w Kielcach najwięcej ich w relatywnie krótkim czasie z pracy odeszło.
Tak czy owak na pewno od średniej nie odstajemy, bo doglądające wszystkiego urzędy Państwa i różniste organy samorządowe i etyczne środowiska prawniczego dawno by sprawę zauważyły i „wyprostowały", czyli sprowadziły właśnie do owej średniej. Od tego właśnie są, a sądząc po wzniosłych wypowiedziach obowiązki swe traktują poważnie. Ja takich działań nie znam. Chyba, że były tajne. Ale to chyba w demokratycznym państwie prawa niemożliwe. Nie pozwoliłyby na to niezależne i broniące demokracji media. Mając więc do wyboru uznanie, że nasz wymiar sprawiedliwości i jego otoczenie psu na budę się zdają albo to, że mój przypadek jest wyjątkowy, przyjąłem to drugie. Nie żebym konsekwencje jakieś wyciągał i usiłował dochodzić dlaczego ja, szaraczek pospolity, takiego mam pecha. Chodzi o to, że ja po prostu źle bym się czuł, gdybym musiał napisać, że moje państwo niewiele się różni od afrykańskich monarchii czy państwa mongolskiego chana.
Ale wracajmy do ad rema, czyli po polskiemu mówiąc do rzeczy. Okazało się, że tym razem moja pisanina przyniosła efekty. Dostałem z Ministerstwa odpowiedź. Ministerstwo napisało, że w orzeczenia sądów niezawisłych nie wnika, a moją informację o podejrzeniu popełnienia przestępstwa przesyła do właściwej prokuratury (Prok. Apelacyjna w Krakowie). No to o co chodzi? Ano o to, że ja pisałem ten list głównie w interesie Ministerstwa Sprawiedliwości. Nie moim własnym. Napisałem wprawdzie o dwóch (spośród wielu) sprawach, o które chciałbym się upomnieć, ale głównym przesłaniem było pokazanie absurdów, do których prowadzi poważne potraktowanie wyroków i postanowień podległych Ministrowi organów Państwa. Ja informowałem Ministra Czumę, że w jego resorcie zdarzyło się coś bardzo mało prawdopodobnego. I że w moim odczuciu chluby to toto Ministerstwu nie przynosi. Gdyby ministerialny urzędnik napisał cokolwiek o głównym przesłaniu mego listu, np. że je z wysokości swego ministerialnego stołka olewa, to byłoby OK. Rzecz w tym, ze nie napisał.
Ponieważ ja takie lekcje (pytasz o chleb, odpowiadają, że produkcja lokomotyw rośnie) w wykonaniu organów wymiaru sprawiedliwości przerabiałem już wielokrotnie, więc unik poniałem i postanowiłem Ministrowi głowy nie zawracać. Nie brałem też, oczywiście, poważnie informacji, iż prokuratura w Krakowie przesłała moje pismo do swej kieleckiej odpowiedniczki, bo wiem, że ta ostatnia na pewno coś wykombinuje aby sprawę umorzyć, odmówić wszczęcia postępowania lub jakoś inaczej uwalić. W końcu nie chodzi o szaraczka, którego za jazdę bez biletu można wsadzić do pierdla, ale o senatora RP, którego chroni immunitet.
I pewnie nic bym nie uczynił, gdyby nie dwie ciekawostki. Po pierwsze okazało się, że jakiś facet umieścił pod wspomnianym wyżej moim artykułem dwuznaczną uwagę. Zapytałem o co chodzi, ale zamiast odpowiedzi pojawiła się - podpisana tym samym nickiem - druga, podobnej treści. Spróbowałem jeszcze raz zapytać i okazało się, że nie mogę się wypowiedzieć pod moim własnym tekstem, bo wpisy system traktuje jako spam. W redakcji nikt nie potrafił powiedzieć dlaczego. Po ukazaniu się nowego numeru, gdy stary został „przykryty" nowymi tekstami wszystko wróciło do normy. Tyle tylko, że dyskusja toczyła się już wokół innych tematów, a „mój" stał się nieaktualny.
Przed kilkoma dniami dowiedziałem się w wielkiej tajemnicy (przestało mnie to już dziwić), że nawet nie chodziło o to, że kogoś zaczepiłem, ale raczej o „zasadę". Zasadę, która mówi, iż o sprawach elit naszej nauki (i polityki?) źle pisać mogą tylko same te elity. Inni mogą pisać tylko peany pochwalne (pochwała „niewprost" jest też akceptowana). Ja wciąż wierzę, że jest to pogląd tylko małej części tych elit, ale wiara moja topnieje jak śniegi na wiosnę. Pomyślałem więc sobie, że może warto tę moją, niewątpliwie wyjątkową, bo Państwo, jak już wspomniałem, mamy demokratyczne i samorządne, sprawę opisać. W jej (mojej sprawy) wyjątkowość nie wątpię, bo elity mamy przecież honorne jak Reymontowskie chłopy i przejrzyste jak woda w mazurskich jeziorach.
Pomyślałem też, że do Pana Czmocha który mi w imieniu Ministra odpowiadał (Muszę obiektywnie stwierdzić, że to i tak lepiej niż za czasów poprzedniego rządu, kiedy to mnie olano) napiszę list z wyjaśnieniem o co mi chodziło, bo pewnie mnie źle zrozumiał. Nie sądzę by z przyzwyczajenia, bo wtedy korespondencja - każda korespondencja - z Ministerstwem Sprawiedliwości pozbawiona byłaby sensu. I tak powstał ten tekst. Może ktoś z Czytelników ma podobne doświadczenia? Na pewno też jest wyjątkiem.
Załączniki :
- Mój (przydługi) list do Ministra Czumy
- Odpowiedź (bardzo szybka) pana Czmocha.
- Pismo Prokuratury Apelacyjnej w Krakowie
Załącznik nr 1. List do Ministra Czumy
Minister Sprawiedliwości
Pan Andrzej Czuma
Dotyczy m.in. :
(a) spraw sądowych o sygnaturach: VP 80/03 (SO Kielce), [V P 2168/02 (SR Kielce), potem V Pa 207/05 (SO Kielce)], [IV P 1683/03 (SR Kielce), potem V Pa 308/05 (SO Kielce)], II Kp 561/04 (SR Kielce)
oraz
(b) postępowań prokuratury o sygnaturach: 4 Ds 1042/03, 4 Ds 1154/04, 3 Ds. 244/04, 1 Ds. 896/03, I Ds. 96/03, I Ds. 306/04
Kielce, 5 kwietnia 2009
Szanowny Panie Ministrze,
pisałem już do kilku Pańskich poprzedników, niestety, bez rezultatu. „Moja" (niżej wyjaśnię dlaczego piszę to w cudzysłowie) sprawa znana być powinna urzędnikom Pańskiego resortu bardzo dobrze. Może Pan zajrzeć do pism, jakie pisałem do Ministerstwa Sprawiedliwości w latach 2002 - 2006. Mogę, oczywiście, kolejny raz opisywać ewidentne „nieprawidłowości" w pracy prokuratur i sądów, z którymi miałem do czynienia, ale chyba w tym miejscu nie warto tego robić. Jeśli Pan zechce, to sięgnie pewnie do moich wcześniejszych pism i natychmiast zorientuje się o co chodzi. Jeśli pismo to do Pana nie dotrze lub poprzestanie Pan na poleceniu, by ktoś sprawę Panu zreferował, to bardzo prawdopodobne jest, że nic się nie zmieni. A chodzi, tak naprawdę, o to, że miałem nieszczęście zostać zamieszanym w sprawę przekrętów z czynnym lub biernym udziałem wielu prominentnych osób. I kłopot polega na tym, że dzięki inspiracji niektórych z nich dowiedziałem się więcej niż normalnie mógłbym wiedzieć.
Pojęcia nie mam czy spowodowane to było rozgrywkami między tymi ludźmi, ich tępotą, czy np. tym, że spanikowali. Słyszałem też opinię, że zadziałały tu mechanizmy swoistej próżności, przyzwyczajenie do zgrywania roli tzw. autorytetu i zasada, że ludziom stawiającym autorytetom niewygodne pytania należy dawać nauczkę. Jakiekolwiek jednak nie były te przyczyny zachęcania mnie do przyglądania się owym autorytetom, ich efektem były przedziwne, często komiczne ich („autorytetów") działania podejmowane w trosce o swe pozycje i opinię oraz z prostego strachu przed odpowiedzialnością.
Czułem się zastraszany (byłem np. oskarżany o przywłaszczenie przedmiotów, które wielokrotnie usiłowałem - ale tylko po jasnym stwierdzeniu czego się uczelnia ode mnie domaga - oddać. Opisałem to w artykule „Jak zostać złodziejem" http://www.nfa.pl/, gdzie może Pan znaleźć szczegóły tej oryginalnej sprawy), szantażowany i obrażany (np. senator RP, Adam Massalski, publicznie pomówił mnie o szkalowanie go), a różne urzędy państwowe tak skutecznie utrudniały mi życie, że w zasadzie straciłem ochotę nie tylko na dochodzenie swych praw, ale również na wszelkie próby sygnalizowania władzom popełniania przestępstw.
A według moich szacunków chodzić może o kilka lub kilkanaście milionów złotych i - jeśli brać orzeczenia sądów serio (a nie jestem pewien czy powinienem, bo np. Ministerstwo Nauki i Szkolnictwa Wyższego zdaje się tego nie czynić) - o kilkanaście tysięcy dyplomów ukończenia studiów wyższych, których status prawny jest wątpliwy, bo Rektor Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach wydał je ludziom, którzy w myśl jego własnego oświadczenia (potwierdzonego wyrokiem dwóch sądów) studentami tej uczelni nie byli. Tego nie wymyśliłby nawet Kafka.
Nie wiem czy to władze Akademii Świętokrzyskiej zakpiły sobie z RP wydając lipne dyplomy z godłem państwowym, czy Rektor AŚ przekroczył swe uprawnienia parę tysięcy razy. Problem Pańskiego resortu polega na tym, że w obu przypadkach prawie wszystkie poinformowane o sprawie sądy legitymizowały ten fakt. Żadna z prokuratur ani żaden z sądów nie uznał też za naganne (o byciu przestępstwem nawet nie wspominam) faktu tzw. dublowania godzin.
Chodzi o pobieranie w uczelni państwowej podwójnego, a niekiedy poczwórnego w stosunku do warunków umowy wynagrodzenia za pracę. Normalnie kwalifikuje się to jako wyłudzenie, ale tu prokuratura i sąd orzekły, że przestępstwa nie było, bo nie zgłosiła tego poszkodowana Akademia Świętokrzyska (czyli de facto RP, a więc podatnik) lecz niżej podpisany. Prokuratura oczekiwała być może, iż władze AŚ (w różny sposób, również bezpośrednio) korzystające z tego procederu same na siebie naskarżą. W poglądzie takim umacnia mnie nazwanie mnie przez SSR Roberta Dróżdża denuncjatorem, co komplementem normalnie chyba nie jest. Można o tym przeczytać w załączonym postanowieniu SR z dnia 26.11.2004, sygn. Akt II Kp 561/04 (zał. nr 3).
Ja - pewnie przez fakt, iż nie jestem prawnikiem - nie do końca zrozumiałem czy ta samoobsługa kończyć się ma na informowaniu o popełnianych przestępstwach, czy też obejmować powinna również np. samooskarżanie i samoskazywanie. Nie wiem też czy dotyczy to tylko AŚ, czy np. wszystkich instytucji państwowych.
Pomysł wydaje się być rewolucyjny i powinien przynieść znaczne oszczędności w Resorcie Sprawiedliwości. Myślę, że potrafi Pan docenić tę innowację. Wydaje mi się, że problemem Ministerstwa Sprawiedliwości jest również prowadzenie mojej sprawy przeciw reprezentującemu AŚ jej Rektorowi przez SSO Alicję Czarną, której mąż, Ryszard Czarny, był podwładnym tegoż Rektora i ok. rok przed rozprawą, „jako profesor AŚ" (cytat z pisma Senatora, byłego Rektora, Adama Massalskiego do „Kontratekstów", por niżej), towarzyszył mu w podróży naukowej do USA na zaproszenie konsula RP, Romana Czarnego, (brata Ryszarda Czarnego). Jest to jedyny znany mi przypadek występowania konsulatu RP w roli placówki naukowej. Inne równie zabawne fakty znajdzie Pan w artykule „A tak w ogóle, wracając do pytań" w magazynie internetowym „Kontrateksty" (http://www.kontrateksty.pl/) zawierającym więcej takich ciekawostek.
Myślę, że może też być sprawą MS ignorowanie przez wszystkie sądy wydanego mi zakazu wypowiadania się o sprawach uczelni (pisałem głównie o naruszaniu prawa w AŚ), tj. naruszania art. 54 Konstytucji. Nikt nigdy nie udowodnił mi jednak mówienia nieprawdy, co mnie w zarówno w stosunku do rzeczonego Rektora jak i niektórych sądów wielokrotnie się udało. Być może jednak wszystko jest OK., bo stosowną wypowiedź Rektora opublikowano w prasie (zał. nr 5 - pismo A. Szplita z 21.10.02 znak WA/XVI/318-12/02 i zał. nr 8 - artykuł „Milcz adiunkcie", Gazeta Wyborcza, edycja kielecka z dnia 4.02.2003). Nie jestem pewien, ale podejrzewam, że interesującą MS sprawą jest również udział w rynsztokowej dyskusji na forum kieleckiej edycji GW osoby podpisującej się nickiem „prawnik", która dysponowała wiedzą dostępną tylko osobom znającym dokumentację moich spraw w kieleckich sądach. A nie była to jedyna taka osoba.
Przytaczanie wszystkich tych wypowiedzi byłoby nużące; znajdzie je Pan na wspomnianym forum. Warto też odnotować wypowiedzi, które w tym konkretnym kontekście, sugerują co najmniej lekceważenie przez prokuraturę i sądy obywatela. W moim odczuciu sugerują więcej, ale jest to moje prywatne odczucie, a nie chciałbym, by kolejny sędzia pouczał mnie, że dbanie o wizerunek Państwa nie jest moją sprawą. Niemniej cieszyłbym się, gdyby Pan te moje odczucia podzielił. A może to być sprawą dla MS ciekawą, bo kielecka prokuratura mimo moich monitów nie występowała o udostępnienie numeru IP umożliwiającego identyfikację sprawcy, aż do momentu, kiedy - zgodnie z prawem - informacja ta przestała (?) być dostępna (została zniszczona?). A o informacje jeszcze dostępne nie wystąpiła.
Być może czas nabierania przez dokumenty „wagi urzędowej" jest w kieleckiej prokuraturze dłuższy niż przewidziany prawem okres przechowywania tych informacji. Nie wiem jak udało się tej prokuraturze ustalić takie adresy w innych przypadkach, ale przypadki takie były. I zakończyły się co najmniej ujawnieniem adresu IP pomawiającego. W jednym przypadku było to biuro poselskie. Takich związanych z moją osobą, a dotyczących MS spraw - podkreślam, w moim prywatnym odczuciu - potrafię podać więcej.
Proponuję prosty rachunek. Załóżmy, że każde z wymienionych wyżej zdarzeń zachodzi z prawdopodobieństwem ½ (jak orzeł, w rzucie monetą). Wymieniłem ich sześć (mogę, jak napisałem, więcej). Wychodzi więc na to, że - jeśli zdarzenia te były niezależne - zdarzyło się coś, co trafia się jeden raz na 64 przypadki. A przypomnijmy, że założyliśmy np., iż co drugi rektor uczelni mającej zamiejscowe ośrodki podpisuje najpierw kilka tysięcy dyplomów, potem twierdzi, że jego uczelnia nie może być w sprawie tych ośrodków biernie legitymowana, a sąd fakt taki uznaje za normalny. Przyjęliśmy też, że co drugi sędzia uznaje, że o nieprawidłowościach popełnianych przez władze państwowej uczelni informować prokuraturę mogą tylko winne tych nieprawidłowości władze rzeczonej uczelni, a czyniącego to obywatela nazywa denuncjatorem. Za równie częste uznaliśmy ignorowanie przez wymiar sprawiedliwości zakazu wypowiadania się o państwowej instytucji bez podania uzasadnienia tego ignorowania.
To mniej więcej tak jak ocenili pracę wymiaru sprawiedliwości respondenci ankiet opublikowanego ostatnio przez MS raportu o funkcjonowaniu wymiaru sprawiedliwości. I nawet w tym kontekście „mój" przypadek jest bardzo mało prawdopodobny. Czy warto ciągnąc dalej? Gdyby przyjąć, że przypadki takie są rzadsze, wynik byłby jeszcze gorszy; to prawdopodobieństwo byłoby znacznie niższe. Przy założeniu, że tylko 20% sądów reagowałby tak jak opisałem otrzymalibyśmy liczbę 1/56, tj. jeden przypadek na 15625 możliwości. Czy nie sądzi Pan, że coś tak rzadkiego warte jest Pańskiej uwagi? O założeniu, że np. tylko 90% sądów pracuje inaczej niż opisałem wolę nie myśleć; mogłoby się okazać, że mój przypadek jest ewenementem w skali całego istnienia niepeerelowskiej Polski.
Przyjęcie, że sądy działają zgodnie z moim (subiektywnym, ale gotów jestem bronić jego zgodności z tzw. duchem prawa) poczuciem sprawiedliwości z prawdopodobieństwem 95% daje wynik bliski szansom trafienia szóstki w totolotku. A sądy mają zdaje się ambicje być bardzo sprawiedliwe. Tak czy owak mamy do czynienia z czymś bardzo wyjątkowym. W tak mocno przez rząd akcentowanych działaniach w zakresie naprawy szeroko widzianego systemu wymiaru sprawiedliwości może Pan wiec liczyć na moją pomoc. Uczynię to choćby z samej tylko czystej ciekawości. Na żądanie służę dodatkowymi informacjami, ale wolałbym uzyskać przedtem jasną wypowiedź jakiegoś nadrzędnego w stosunku do SR w Kielcach sądu na temat różnicy między pojęciem denuncjatora i obywatela, bo moja wiedza jest tu wyraźnie niedostateczna.
Deklaruję też działania - np. poprzez upublicznianie opisów co ciekawszych spraw - na rzecz zwiększenia przejrzystości systemu i stosowanych procedur. Częściowo już to zresztą uczyniłem publikując opisy niektórych moich spraw np. w przywołanych wyżej „Kontratekstach", ale mam świadomość ogromu potrzeb w tej dziedzinie i moich zaniedbań. Wspomniane wyżej sprawy nie kompromitują jednak mnie, lecz Rzeczpospolitą (której Pan, podobnie jak i ja, jest obywatelem) jako państwo prawa, bo podjęte, a raczej zaniechane, działania władz wyrządzają szkody nie mojemu lecz Jej wizerunkowi. Tak więc to do Pana Ministra, jako reprezentanta Rządu należy decyzja o próbie ewentualnego naprawienia tych szkód.
Jeśli chodzi o moje sprawy, to pozwalam sobie upomnieć się o:
- (sprawa sygn. akt IV P 2168/02) Zwrot zabranych mi bez jakiegokolwiek pokwitowania moich rzeczy osobistych. Żaden z sądów rozpatrujących moje sprawy nie uzasadnił legalności zaboru przez Akademię Świętokrzyską tych przedmiotów. Jeśli prawo polskie dopuszcza zabranie człowiekowi jego własności bez spisania zabieranych rzeczy, a następnie proponowanie mu zwrotu tego, co zabierający uzna za stosowne, to proszę o przywołanie stosownego przepisu lub przywołanie do porządku sędziów sankcjonujących takie - w tym przypadku - bezprawie. W moim rozumieniu prawa zostałem bowiem okradziony; organa wymiaru sprawiedliwości nie wytłumaczyły mi przekonywująco, że postępowanie AŚ było legalne ani nie podjęły żadnych działań dla wymuszenia na sprawcy naprawienia szkody. Nikogo też nie ukarano. Ponownie pozwalam sobie zwrócić uwagę Pana Ministra, że zaprezentowany w mych poprzednich pismach algorytm „legalnego" okradania ludzi nie został przez nikogo zakwestionowany. Może się zatem zdarzyć, że w podobnej sprawie sprawca zaboru powoła się na zasadę „powagi rzeczy osądzonej" np. zawłaszczając dobra o znacznie większej niż moje wartości.
- (sprawa sygn. akt 4Ds 424/04, por. zał. nr 1 - moje pismo z dnia 17.04.2004) Wyjaśnienia czy, a jeśli nie, to dlaczego moje zwolnienie z pracy nie miało charakteru szykanowania mnie za ujawnienie nieprawidłowości w funkcjonowaniu Akademii Świętokrzyskiej w Kielcach. Motywowanie odmowy wszczęcia przez prokuraturę postępowania w tej sprawie faktem, iż w moim piśmie po zwrocie „nazywanego również" użyłem słowa „mobbing" jest może i zabawne, ale ja nie potrafię wyinterpretować jej inaczej jak zastępowania brakujących prokuraturze argumentów zwykłą arogancją; lekceważeniem obywatela, który przywołuje prawo nie przez numery przepisów, lecz przez normalne rozumienie tzw. ducha prawa. Jest to wybieg równie arogancki co po prostu tani; ja chętnie zobaczyłbym sporządzoną przez tego prokuratora formalizację jego uzasadnienia odmowy na poziomie logiki nauczanej na studiach prawniczych.
Przesłane mi odpowiedzi Pańskich poprzedników niczego, niestety, nie wyjaśniają. Są to klasyczne uniki odsyłające mnie do błędnego koła dochodzenia mych praw m.in. w instytucjach, które w swój sposób funkcjonowania wpisane mają rozmowy wyłącznie z prawnikami. Nb. nie wiem skąd to przekonanie, że na dyskusję z normalnym obywatelem - bez pośrednictwa dyplomowanego prawnika - szkoda czasu.
W sprawę uwikłanych jest, jak wspomniałem sporo znaczących w Kraju i Regionie osób, m.in. wspomniany wyżej były Minister Edukacji Ryszard Czarny i obecny senator PiS Adam Massalski. Pierwszy wydawał zezwolenie na założenie Akademickiego Ośrodka Kształcenia w Staszowie, którego statusu nie udało się do dziś jednoznacznie ustalić, drugi - jako rektor - odpowiada za zaniedbania i nieprawidłowości w kierowanej przez siebie uczelni. Chcę powiedzieć jasno; niczego nie sugeruję, ale połączenie tak wielu bardzo mało prawdopodobnych interpretacji przez sądy oczywistych zdawałoby się faktów rodzic może różne skojarzenia.
Szanowny Panie Ministrze! Tekst powyższy jest kosmetyczną w zasadzie modyfikacją pisma, które miałem zamiar wysłać Pańskiemu poprzednikowi w 2006 lub 2007 roku jako odpowiedź na jego reakcje na moje doń pisma. Nie uczyniłem tego wówczas, bo miałem sporo kłopotów osobistych i zawaliłem wiele różnych spraw. W tym i tę sprawę. Potem zrezygnowałem z kontynuowania nawet spraw dla mnie ważniejszych, a o tej prawie zapomniałem. Od czasu do czasu pisywałem jedynie coś o szeroko rozumianej etyce i ilustrowałem to moimi perypetiami z urzędami RP. Nie wiem czy Minister Ziobro czytał którekolwiek z moich pism, czy sprawę załatwiali ministerialni urzędnicy. Ja pisałem wtedy wkurzony najpierw długim okresem oczekiwania na odpowiedź, a potem stwierdzeniem MS, że nic zrobić nie można. Miałem poważne wątpliwości, czy powinienem przesyłać Panu to pismo bez poważniejszych zmian. Jest Pan od Ministra Ziobro znacznie starszy, ma Pan inne doświadczenia i ważny chyba kawałek życia spędził Pan w kraju o innych tradycjach prawnych. Gdybym pisał do Pana jako do człowieka jednoosobowo decydującego o wszystkim w Pańskim resorcie; do niezależnego od niczego i nikogo suwerena, tworzącego od zera cały resort, napisałbym to pismo inaczej. Mam jednak świadomość ograniczeń, którym podlega każdy członek każdego rządu i w każdym państwie.
To nie Pan zapracował na dzisiejszy stan tego co mamy. W tym sensie niektóre sformułowania tego listu są pewnie niewłaściwe. Myślę jednak, że tak samo, a może nawet bardziej niewłaściwe, byłoby „wygładzanie" tego tekstu. Ja piszę to bowiem do Ministerstwa Sprawiedliwości, a fakt, iż akurat Pan jest adresatem jest konsekwencją przyjętych obyczajów. Gdybym pisał inaczej, miałbym dużą szansę na zagubienie sprawy w labiryncie ministerialnych procedur, dróg służbowych/urzędowych, właściwości urzędowej itp.. Niewykluczone, że i teraz taką szansę mam. A ja jestem już tym wszystkim zwyczajnie zmęczony i nie mam ochoty na korespondencję z kolejnymi urzędami. Ja zresztą sprawę właściwie „odpuściłem".
Uświadomiłem sobie w miarę chyba dobrze sytuację człowieka usiłującego dochodzić przed sądami rozwiązania takich jak moje problemów. Zdaje się, że znaczna cześć Polaków ma poglądy podobne, bo znane mi statystyki malują raczej nieciekawy obraz naszej społeczno - prawnej rzeczywistości. Nie piszę co o tym myślę, bo byłem niedawno na sprawie wytoczonej przez prokuraturę człowiekowi który poskarżył się na sędzię do Ministra Sprawiedliwości właśnie. Przedmiotem oskarżenia była akurat - i tylko - forma tego pisma. I ta właśnie sprawa oraz uzyskane niedawno informacje, że oto dałem się „wyrolować" na prostych sztuczkach prawniczych skłoniły mnie do napisania tego pisma. Mam świadomość, iż mówią przeze mnie emocje, ale myślę, że mam do nich prawo.
Nie wiem jak zareaguje Pan na to pismo. Ja - mając świadomość realiów - nie bardzo nawet wiem czego mógłbym od Pana oczekiwać. Pozostawiam Panu decyzję w tej kwestii. Na wypadek, gdyby miał Pan zamiar przesłać to pismo do podległych sobie jednostek pozwalam sobie załączyć stosowne informacje dla nich w osobnym piśmie. Tę procedurę znam, wiem, ze prowadzi do rozmydlenia sprawy i niczego nie daje. To pismo piszę jednak do Pana i od Pana oczekiwałbym odpowiedzi. Przynajmniej w zakresie Pańskiej oceny etycznej podanych przeze mnie spraw i uwikłanych w te sprawy ludzi - pracowników wymiaru sprawiedliwości.
Łączę wyrazy szacunku
Waldemar Korczyński
Załączniki :
- Zażalenie na postanowienie Prok. Rej. w Kielcach z dn. 30 marca 2004 (moje pismo z dn. 17 kwietnia 2004, trzy strony)
- Doniesienie o przestępstwie nękania i szykanowania (moje pismo z dn.23 stycznia 2004, dwie strony)
- Postanowienie SR z dn. 26 listopada 2004 w sprawie sygn. akt II Kp 561/04 wraz z uzasadnieniem, sześć stron)
- Pismo procesowe AŚ z dnia 21 lutego 2005 w sprawie sygn. akt 80/03 (pięć stron)
- Pismo znak WA/XVI/318-12/02 z dnia 21 października 2002 podpisane przez prof. Andrzeja Szplita (jedna strona)
- Postanowienie Prok. Rej. w Kielcach z dn. 30 maja 2003 o umorzeniu śledztwa w sprawie sygn. akt 3 Ds. 231/03 (jedna strona)
- Pismo rektora AŚ znak R-293/02 z dnia 19 grudnia 2002 (jedna strona)
- Kopia pierwszej strony dodatku lokalnego „Gazety Wyborczej" z dnia 4 lutego 2003 (jedna strona)
- Kopie rozkładów zajęć Wydziału Zarządzania i Administracji Akademii Świętokrzyskiej:
- 9.1. Rok IIr II0ZiM „A" z dni 13.X, 14.X i 15.X rok akademicki 2000/2001, studia zaoczne (jedna strona)
- 9.2. Rok Ir II0ZiM gr „C" z dni 20.X, 21.X i 22.X rok akademicki 2000/2001, studia zaoczne (jedna strona)
- 9.3. Rok Ir II0ZiM gr „C" z dni 24.XI, 25.XI i 26.XI rok akademicki 2000/2001, studia zaoczne (jedna strona)
- 9.4. Rok Ir II0ZiM gr „B" z dni 15.XII, 16.XII i 17.XII rok akademicki 2000/2001, studia zaoczne (jedna strona)
- 9.5. Rok IIIr Ekonomia z dni 9.III, 10.III i 11.III rok akademicki 2000/2001, studia zaoczne (jedna strona)
- 9.6. Rok IIIr Ekonomia z dni 27.IV, 28.IV i 29.IV rok akademicki 2000/2001, studia zaoczne (jedna strona)
- Informacja o podejrzeniu popełnienia przestępstwa do ew. wykorzystania (jedna strona)
Daty rozkładów zajęć identyfikować należy przez rok akademicki, tzn. w punktach 9.1. - 9.4. chodzi o rok kalendarzowy 2000, a w pozostałych o rok kalendarzowy 2001.





