Waldemar Korczyński
Kielce (adres znany redakcji)

Prezes Sądu Najwyższego
Profesor dr hab. Lech  Gardocki

Dotyczy: sprawozdania SN, które ma być omawiane 16 czerwca br. (por. „Gazeta Wyborcza" z 24 maja 2009, wydanie internetowe)
Kielce, 24 maja 2009
Szanowny Panie Prezesie,

dawno już nie czytałem tak ważnego społecznie tekstu. W sytuacji, gdy - nie po raz pierwszy - ponad 40% społeczeństwa ocenia wymiar sprawiedliwości źle, sprawozdanie takie nabiera szczególnie dużego znaczenia. Jeśli dobrze zrozumiałem artykuł „Gazety Wyborczej", to sprawozdanie ocenia polską sprawiedliwość pozytywnie, a winę za „niedoróbki" zwala na Sejm i „niski poziom skarg" (nb. jakie są kryteria oceny tego poziomu?) Odbieram to, niestety, jako hipokryzję. Sejm jaki jest każdy widzi, ale posłowie korzystają z pomocy ekspertów - w przypadku uchwalania prawa z pomocy prawników.

Prawo mamy rzeczywiście do kitu, ale to nie drobiazgi, o których Państwo piszą generują opinię społeczeństwa o reprezentowanej przez Was instytucji. Rzecz w tym, że Polska jest bardziej państwem prawników niż państwem prawa. To nie prawo nakazuje stosować zasadę „Ignorantia nocet" w prawie cywilnym. To nie prawo przywołuje zeznania protokolantów (genialna pamięć?), gdy strona kwestionuje protokół rozprawy. To nie prawo akceptuje skonstruowane w oparciu o orzeczenia sądów przepisy na „legalne" okradanie ludzi. Takich zdań rozpoczynających się zwrotem „To nie prawo" mogę podać więcej. To nie prawo, ale prawnicy, dokładniej sędziowie, bywa, że sędziowie SN. Na żądanie służę przykładami.

Tym, co rzeczywiście rozkłada Pański resort, powoduje jego niewydolność i zły odbiór społeczny są ludzie. Ludzie, którzy akceptują fakt, iż nie sprawdza się czy istniejący zbiór przepisów nie jest sprzeczny (nb. jak w tym kontekście rozumieć wspomniany w sprawozdaniu „wysoki poziom merytoryczny i dążenie do ujednolicenia orzecznictwa"?) zwalając to na obywatela i każąc mu za to płacić. Ludzie, którzy utajniają rozprawy gdzie ew. szkody społeczne mogą być znikome, a fakt, iż stroną jest wymiar sprawiedliwości występujący w obronie „dóbr osobistych" konkretnego sędziego pozwala podejrzewać, że to właśnie „dobro wymiaru sprawiedliwości" zostaje tu naruszone. Takich zdań rozpoczynających się frazą „To ludzie" mogę Panu zaserwować również niemało. Konkretnych przykładów przypadków, do których można je odnieść, też. Jeszcze jedno. Prawo jest rzeczywiście zbyt szczegółowe i to jest chyba główną przyczyną jego sprzeczności. Czy są Państwo jednak pewni, że przerzucenie ciężaru tworzenia prawa z generowania go „ad hoc", stosownie do aktualnych potrzeb i wyobrażeń orzekającego na - poprawne jak rozumiem - wnioskowanie nie zaowocuje paraliżem i ustawodawcy i sądów? Czy na pewno wystarczy im wiedzy logicznej by temu podołać? Jeśli rzeczywiście stało się coś nadzwyczajnego, co spowodowało, iż dostrzegli Państwo potrzebę zmian, to może warto byłoby zacząć od siebie. Sprawdzić na początek, czy stosowane prawo, a przynajmniej orzeczenia SN nie są czasem formalnie sprzeczne. Odłożyć zasadę „Juris locuta causa finita", bo Rzymem to Państwo nie jesteście, i nie żądać od skarżących kwalifikacji prawniczych, szczególnie, gdy skarżący wskazuje błąd formalny. Bo może się zdarzyć, że skarżący zna logikę lepiej niż niektórzy z Was. Może warto też naprawić wyrządzone szkody, a w przypadku orzeczenia ewidentnych bzdur (tzn. gdy można formalnie wykazać sprzeczność orzeczenia z istniejącym w chwili orzekania prawem lub sprzeczność w samym orzeczeniu) orzekającego z grona sędziów wykluczyć.

Prawo i jego funkcjonowanie to rzeczywiście poważny problem społeczny, ale zwalanie winy na Sejm i istniejące przepisy w tym konkretnym przypadku odbieram jako nietakt. Obrona Sejmu byłaby dziś - mówiąc stosownie do PR - dziwna ale gdzie Państwo byli, kiedy przepisy te były uchwalane? Czy to nie silnie zhierarchizowane środowisko prawnicze przepisy te tworzyło, a co najmniej współtworzyło? Czemu nie słychać było głosu Państwa, gdy mieliście w oparciu o takie przepisy orzekać? Bo nie piszą Państwo chyba o przepisach uchwalonych wczoraj ani o projektach aktów prawnych? Gdyby tak było, to serdecznie Państwa przepraszam.

Moja wypowiedź jest na pewno emocjonalna - ja pisząc to mam takie odczucie i przepraszam jeśli emocji jest w niej za dużo  - ale obawiam się, że podobne odczucia ma wielu Polaków. Piszę to dosłownie w minutę po przeczytaniu tekstu w GW. Mam nadzieję, że Pańska odpowiedź rozwieje moje wątpliwości i zwróci mi posiadany kiedyś stopień szacunku i zaufania do prawa i prawników.

Wszystko to nie oznacza, iż nie podzielam poglądów Państwa na potrzebę zmiany prawa. To jest konieczne, ale głównie na poziomie zamian zasadniczych, właściwie samego paradygmatu funkcjonowania prawa, który nie zmienia się od wieków ignorując zarówno wyniki medycyny czy psychologii jak również fakt, iż elity, w tym elity prawne, tracą związki ze społeczeństwem i zdolności samooczyszczania. Zmiany kosmetyczne tego nie poprawią.

Z wyrazami szacunku, Waldemar Korczyński