Olimpijskie studium zakłamania
| Świat | 2008-08-05
Olimpiada zmienia Chiny na gorsze
8 sierpnia rozpocznie się olimpiada w Pekinie. Poprzedziła ją sztafeta olimpijskiego znicza. Inauguracja sztafety nastąpiła na placu Tiananmen, w miejscu-symbolu masakry z 1989 roku, gdy wojsko zabiło w Pekinie 7 tysięcy ludzi i 30 tysięcy raniło. Inauguracji sztafety dokonano miedzy ogromnym portretem Mao Zedonga, wiszącym na bramie Tiananmen, a jego mauzoleum na drugim końcu placu. Miejsce szczególne, zważywszy że Mao był największym zbrodniarzem w historii nie tylko Chin, ale i świata. Niezależnie od ocen liczby jego ofiar (od 68, 80 do 200 milionów wedle różnych badaczy), Hitler i Stalin to przy nim niemal detaliści. Znicz olimpijski, chroniony przez oddział specjalny chińskich komandosów po cywilnemu, przemierzył trasę, podczas której bito i aresztowano demonstrantów, konfiskowano flagi Tybetu i portrety Dalajlamy, w paru miejscach „oczyszczano" teren z ludności miejscowej.
8 sierpnia rozpocznie się olimpiada w Pekinie. Poprzedziła ją sztafeta olimpijskiego znicza. Inauguracja sztafety nastąpiła na placu Tiananmen, w miejscu-symbolu masakry z 1989 roku, gdy wojsko zabiło w Pekinie 7 tysięcy ludzi i 30 tysięcy raniło. Inauguracji sztafety dokonano miedzy ogromnym portretem Mao Zedonga, wiszącym na bramie Tiananmen, a jego mauzoleum na drugim końcu placu. Miejsce szczególne, zważywszy że Mao był największym zbrodniarzem w historii nie tylko Chin, ale i świata. Niezależnie od ocen liczby jego ofiar (od 68, 80 do 200 milionów wedle różnych badaczy), Hitler i Stalin to przy nim niemal detaliści. Znicz olimpijski, chroniony przez oddział specjalny chińskich komandosów po cywilnemu, przemierzył trasę, podczas której bito i aresztowano demonstrantów, konfiskowano flagi Tybetu i portrety Dalajlamy, w paru miejscach „oczyszczano" teren z ludności miejscowej.
Ale nie to jest najgorsze w przygotowaniach Chin do olimpiady. Gdy tylko zapadła decyzja MKOL, władze chińskie postanowiły zapewnić sobie na olimpiadzie spokój, stosując jedyną znaną sobie metodę zapewniania spokoju - aresztując lub zabijając wszelkich rzeczywistych lub domniemanych opozycjonistów. Za głównego wroga uznano związek Falun Dafa (Falun Gong), którego jedyną winą było to, że liczył więcej członków, niż partia komunistyczna. Ćwiczenie gimnastyki zdrowotnej gi gong w stylu Falun już od kilku lat było w ChRL zakazane i groziło wyrokiem (np. 14 lat wiezienia). W ramach przygotowań do olimpiady aresztowano i zesłano do obozów koncentracyjnych ponad 200 tysięcy praktykujących Falun Gong. Ponad 2 tysiące z nich zmarło podczas tortur. Przy okazji, razem z rodzicami zabito kilkoro dzieci (najmłodsze miało 18 miesięcy).
Chiny szykują się do olimpiady, jak do bitwy lub do wojny. Z Pekinu usunięto już wszystkich bezdomnych, chorych psychicznie, kalekich, bezrobotnych ze wsi szukających pracy, ulicznych rzemieślników (fryzjerów, naprawiaczy rowerów, szewców, itp.). Ostatnio zaczęły się aresztowania działaczy nielicznych organizacji pozarządowych, ludzi pomagających chorym na AIDS lub cukrzycę, prawników pomagających chłopom dochodzić swych praw. Ze stolicy wygoniono przyjezdnych, którzy zgodnie z chińską tradycją przybyli zanosić petycje do władz w swoich sprawach. Wielu więźniom przedłużono wyroki, by nie wyszli przed olimpiadą.
Od wielu miesięcy trwa propagandowa kampania wrogości do Zachodu. Chińczycy pompowani są nacjonalizmem, wielkochińskim szowinizmem a nawet rasizmem. Obrońcy praw człowieka przedstawiani są im jako niewdzięczni wrogowie, którzy chcą popsuć olimpiadę, poniżyć Chiny. Bo olimpiada ma być igrzyskami chwały Chin, dowodem wyższości Chin nad resztą świata, zwłaszcza wrogiego świata zachodniego. Jest nawet oficjalne hasło: „Olimpiada bez zakłóceń". Wydawane są instrukcje, czego nie wolno wnosić na stadiony (transparentów, flag, koszulek z nieprawomyślnymi napisami lub grafikami), a nawet instrukcje, co wolno śpiewać (nie tylko na stadionach). Jednocześnie władze alergicznie reagują na wszelką krytykę za granicą. Niedawno koncern samochodowy Fiat przepraszał rząd Chin za zatrudnienie w reklamie aktora Richarda Gere´a, znanego działacza na rzecz Tybetu. Transmisje telewizyjne z olimpiady nie będą całkiem na żywo, lecz z kilkuminutowym opóźnieniem, bo tego wymaga cenzura obrazu, co władze jawnie przyznały.
Najbardziej, przy tym wszystkim, zdumiewa mnie dobre samopoczucie działaczy MKOL i sportowców. Czy naprawdę nie czują, że to jest zabawa na grobach? Jak można mieć dobre samopoczucie startując w kraju, w którym zabija się za uprawianie gimnastyki w stylu nie podobającym się władzy? Czy europejski gimnastyk, odbierając medal, pomyśli o zabitych za ćwiczenie gimnastyki w stylu Falun? Czy na pewno nie zauważy niestosowności swojego medalu? Nie rozumiem ludzi, którym obojętne jest miejsce, w jakim się tańczy.
Patrzę na naszych sportowców składających uroczyste ślubowania i zastanawiam się, co właściwie ślubują? To, że pojadą do kraju, którego znaczna część terytorium to obszary podbite w drodze zbrojnego najazdu i okupowane za pomocą krwawego terroru (Tybet, Turkiestan Wschodni)? A może to, że będą przestrzegać ustanowionych przez MKOL zasad politycznej cenzury swoich zachowań (żadnych gestów, żadnych protestów) i potulnie wystąpią przed wrogą sobie publicznością? Jak będą się czuli w inwigilowanym miasteczku olimpijskim, z podsłuchem w telefonie i cenzurą w Internecie? Czy wiedzą, że cały obsługujący ich personel został starannie dobrany i przeszkolony przez służby bezpieczeństwa?
Ilu sportowców zdaje sobie sprawę z tego, że jeszcze całkiem niedawno, jeszcze 10 lat temu, w Chinach stadiony sportowe służyły do publicznych egzekucji? A zmieniło się to tylko z powodów praktycznych. Władze nie chciały, by pobieranie organów do przeszczepów od zabitych skazańców odbywało się publicznie. Dlatego dziś na stadionach sportowych odbywają się tylko wiece egzekucyjne, gdzie ogłasza się wyroki a podburzony tłum lży i poniża skazanych. Samą egzekucję przeniesiono za miasto, gdzie czekają specjalne karetki, w których lekarze wykrawają z konających (często jeszcze żywych) ofiar serca, nerki, rogówki... Powody przeniesienia egzekucji nie były natury humanitarnej, lecz politycznej i estetycznej. Niedawno władze chińskie przyznały, iż tylko w celu pobrania organów, wykonuje się ponad 10 tysięcy egzekucji rocznie, a kanadyjski dyplomata David Kilgure udowodnił, że często jedynym powodem skazania na śmierć jest zgodność tkankowa ofiary z zapotrzebowaniem na narządy. Znane są nawet przypadki typowania ofiary do złapania i skazania, choć ten człowiek nie popełnił żadnego przestępstwa.
I znów mam pytanie o samozadowolenie sportowców. Czy aby na pewno to wszystko wam zupełnie nie przeszkadza? Jak można być tak zakłamanym, by bawiąc się na grobach opowiadać o „wielkim przesłaniu sportu", „szlachetnej rywalizacji", „czystości idei olimpijskiej"? Jakie znowu „przesłanie sportu"? Sport zawodowy, a tylko taki jest na olimpiadzie od bardzo dawna, to tylko widowisko, biznes i propaganda. Ten sport nie ma żadnego przesłania, a jeśli rozwija w ludziach jakieś cechy charakteru, to głównie te najgorsze: zawiść, pazerność, pychę. Gdy sportowiec zaczyna brać pieniądze za to, że trenuje i startuje, to staje się pracownikiem, niczym cyrkowiec, showman. Tak samo, jak oni, ma zapewnić tłumom widowisko a organizatorom zawodów dochody. Od dawna państwa traktują sport jako metodę rozbudzania nacjonalizmu. Gdy słyszę o „nie mieszaniu sportu do polityki" ogarnia mnie śmiech pusty. Sport od niemal zawsze tkwi w polityce po uszy.
A „szlachetna rywalizacja"? Na olimpiadzie w Sydney startowało 460 „astmatyków", bo astma uzasadnia obecność sterydów w organizmie. Oficjalnie ściga się doping, ale po cichu pracuje się nad metodami dopingu trudnymi do wykrycia. Jeśli sport jest taki czysty i szlachetny, to skąd się biorą zionące nienawiścią tłumy na stadionach i gigantyczne afery korupcyjne w związkach sportowych? Czemu ci sławni sportowcy pędzą żywot raczej hulaków, niż ascetów?
Zupełnie też nie przekonuje mnie argument: „Jesteśmy tylko sportowcami i nie interesujemy się polityką". Tu nie chodzi o protest polityczny, tylko moralny. Wielkie zbrodnie zawsze odbywały się przy cichej akceptacji zwykłych ludzi, którzy mówili: „Jestem tylko kupcem, robotnikiem, lekarzem...". Stare chińskie przysłowie mówi: „Gdyby każdy Chińczyk podniósł jeden palec pokonalibyśmy tyranów". Gdyby każdy uczciwy człowiek ruszył jednym palcem w obronie praw człowieka, Chiny musiałyby się z tym liczyć. Chiny nie liczą się ze światową opinią publiczną, bo ciągle znajdują ludzi, stosujących samousprawiedliwienie: „Jestem tylko sportowcem, biznesmenem, inwestorem...".
Nie oszukujmy się proszę państwa. Chinom przyznano olimpiadę, bo obiecały największe dochody. Warunku poprawy stanu przestrzegania praw człowieka, ani Chiny, ani MKOL, nigdy nie traktowały poważnie. Decyzja umieszczenia igrzysk w Pekinie spowodowała znaczne pogorszenie w tej dziedzinie, a nie poprawę. Przyniosła też potężne rozbuchanie chińskiego nacjonalizmu, ksenofobii i rasizmu.
Są jednak elementy pozytywne. Olimpiada zwróciła uwagę świata na dwie rzeczy: zbrodnie chińskiego komunizmu i olbrzymią hipokryzję zawodowego sportu. Może to coś da.
Krzysztof Łoziński
sportowiec (alpinista, judoka, mistrz kung fu),
redaktor naczelny „Kontratekstów", autor książek o Chinach.
Artykuł ukazał się w Dzienniku Polska 2 sierpnia 2008 r.